sobota, 7 lipca 2012

Food-styling, czyli o estetyzowaniu jedzenia



Od razu przyznaję, że lubię kuchnię rustykalną. Taką niedoskonałą pod względem wizualnym, ale wybitną pod względem smakowym. Przerażenie we mnie wzbiera, kiedy widzę na sklepowych witrynach np. idealne muffinki – kształtna babeczka, taka wysoka, puchata, świeża, a na niej bajecznie nienaturalnej kolorystyki krem, dajmy na to utopijny niebieski i to wszystko ukoronowane kandyzowaną żółtą wisienką, czekoladową kokardką w groszki i marcepanowymi posrebrzanymi perełkami. Wygląda jak spełnienie marzeń o smaku nieba, dzieciństwa i wielkanocnego koszyczka, ale w ustach pozostaje tylko piekielny smuteczek, jako po kolejnej wigilijnej paczce skarpet typu frota. Okazuje się że buła jest twarda i sucha, krem smakuje jak „przesłodzony cukier”, a ozdoby z czubka... dla podniebienia niewiele mają... 

Sprawa z muffinką jest bardzo, według mnie, kontrowersyjna. Ponieważ bardzo dyskusyjne jest produkowanie pięknego jedzenia, którego walory kończą się w sferze wizualnej. Źródeł takiego marketingowego sposobu myślenia o jedzeniu bez smaku szukałabym w fotografii reklamowej. Zdaje sobie sprawę, że przygotowanie takiego „pracującego” obiektu jak np. topniejące lody lub gorąca pizza do fotografii wymaga nie lada sprytu w przechytrzeniu natury dania. Jednak jest to rzecz, która powinna zaczynać się i kończyć w sferze obrazów, i nie przenosić na realną konsumpcję. 

Zawodowi fotograficy branży jedzeniowej tajniki swojej pracy zgłębiają każdego dnia metodą prób i błędów. Ostatecznie okazuje się że dania i półprodukty, które widzimy na zdjęciach w książkach kucharskich lub na opakowaniach są „podrasowane” serią absolutnie niejadalnych środków chemicznych. Jak można się domyślić tacy styliści jedzenia nie są skorzy do dzielenia się swoimi sekretami, jednak część z tych sztuczek już jakiś czas temu ujrzała światło dziennie.

Proszę sobie wyobrazić, że taki profesjonalista stylizujący jedzenie do sesji zdjęciowej, przygotowując pianę na kawę lub napoje gazowane czy piwo używa szamponu samochodowego lub mieszaniny różnych płynów do naczyń. Natomiast kostki lodu są często akcesoriami plastikowymi ze sklepów z rekwizytami teatralnymi. Same bąbelki w kolorowych napojach i kawie są zasługą wsypywania soli. Innym ciekawym sposobem prezentacji jedzenia są kropelki rosy na warzywach i owocach, które tworzone są za pomocą gliceryny nanoszonej strzykawką. 


 Mój ulubiony przykład jest rodem z kartonu mrożonej pizzy. Okazuje się, że aby tak malowniczo sfotografować ten włoski placek należy opiec spód pizzy i sos z wierzchu w piekarniku, natomiast warzywa i dodatki układa się po upieczeniu spodu i podmalowuje „dla smaku”. Na dobitkę dodam, że ten ser co się tak ciągnie to mieszanina sera i masy kauczukowej...
Ku przestrodze i jako ciekawostkę polecam taki porównawczy eksperyment samej „sieciówki” McDonalda i fragment filmu „Upadek” z rozczarowanym Michaelem Douglasem.

Smacznego i polecam gotowanie samodzielne bez zrażania się tym, że coś nie wyszło idealne. Ja się cieszę jak coś wygląda jak prosto z patelni, a nie z kartonu. Bo jesteś, jeśli jesz...

Izabela Hubala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz