środa, 14 listopada 2012
sobota, 10 listopada 2012
PROGRAM
Poniedziałek (19 listopada)
17.00-17.30 - uroczysta inauguracja festiwalu
17.30-18.30 - spotkanie z gośćmi specjalnymi - Karolem Okrasą oraz prof. Jarosławem Dumanowskim
18.30 - 19.00 - prelekcja 1 (Proyecto Domeyko) - "Winobranie"/ prelekcja 2 "Jak urwać film, czyli alkohol w ręku filmowca" - mgr Piotr Waśniewski
19.00 - otwarcie wystawy "Yum!" - Galeria 001
19.30 - "Kiełbasy pod specjalnym nadzorem. O symbolach fallicznych w filmach Menzla" - dr hab. Dariusz Brzostek
20.00 - "Historie kuchenne", reż. Bent Hamer
Wtorek(20 listopada)
17.00-18.30 - warsztaty "Food Art"- prowadzący: Izabela Hubala
18.30-19.30 - spotkanie z montażystką Agnieszką Glińską
19.30-20.00- Prelekcja 1 "Popcorn movie" - próba lekkostrawnej definicji - mgr Radosław Osiński/ Prelekcja 2 "Od butburgera w <<Gorączce złota>> po kuchenny erotyzm w <<9 i1/2 tygodnia>> - 7 scen <<konsumpcji>>, które zapisały się w historii kina" - mgr Piotr Waśniewski
20.00 - "Soul kitchen", reż. Fatih Akin
Środa (21 listopada)
17.00- 20.30 - Jarmark Kulinarny - gość specjalny - Topinambur i zefirek: zapomniany świat dawnego jedzenia - prof. Jarosław Dumanowski/ Pokaz gotowania - topinambur
Prelekcja 2 - Prelekcja Marcel Woźniak - "Going Back To The Kitchen"
Prelekcja 3 - Prelekcja mgr Karolina Robaczek- "Kobiety, niezależność i... placki. Kilka uwag o <<Kelnerce>> Adrienne Shelly.
20.30 - 21.00 - Francois Vatel - męczennik sztuki kulinarnej - wykład z prezentacją - prof. Jarosław Dumanowski
21.00- koncert zespołu White Chocolate Trio
Organizatorzy: Kino "Niebieski Kocyk", Klub "Od Nowa", Karolina Bednarek.
17.00-17.30 - uroczysta inauguracja festiwalu
17.30-18.30 - spotkanie z gośćmi specjalnymi - Karolem Okrasą oraz prof. Jarosławem Dumanowskim
18.30 - 19.00 - prelekcja 1 (Proyecto Domeyko) - "Winobranie"/ prelekcja 2 "Jak urwać film, czyli alkohol w ręku filmowca" - mgr Piotr Waśniewski
19.00 - otwarcie wystawy "Yum!" - Galeria 001
19.30 - "Kiełbasy pod specjalnym nadzorem. O symbolach fallicznych w filmach Menzla" - dr hab. Dariusz Brzostek
20.00 - "Historie kuchenne", reż. Bent Hamer
Wtorek(20 listopada)
17.00-18.30 - warsztaty "Food Art"- prowadzący: Izabela Hubala
18.30-19.30 - spotkanie z montażystką Agnieszką Glińską
19.30-20.00- Prelekcja 1 "Popcorn movie" - próba lekkostrawnej definicji - mgr Radosław Osiński/ Prelekcja 2 "Od butburgera w <<Gorączce złota>> po kuchenny erotyzm w <<9 i1/2 tygodnia>> - 7 scen <<konsumpcji>>, które zapisały się w historii kina" - mgr Piotr Waśniewski
20.00 - "Soul kitchen", reż. Fatih Akin
Środa (21 listopada)
17.00- 20.30 - Jarmark Kulinarny - gość specjalny - Topinambur i zefirek: zapomniany świat dawnego jedzenia - prof. Jarosław Dumanowski/ Pokaz gotowania - topinambur
Prelekcja 2 - Prelekcja Marcel Woźniak - "Going Back To The Kitchen"
Prelekcja 3 - Prelekcja mgr Karolina Robaczek- "Kobiety, niezależność i... placki. Kilka uwag o <<Kelnerce>> Adrienne Shelly.
20.30 - 21.00 - Francois Vatel - męczennik sztuki kulinarnej - wykład z prezentacją - prof. Jarosław Dumanowski
21.00- koncert zespołu White Chocolate Trio
Organizatorzy: Kino "Niebieski Kocyk", Klub "Od Nowa", Karolina Bednarek.
piątek, 9 listopada 2012
środa, 7 listopada 2012
wtorek, 30 października 2012
niedziela, 21 października 2012
poniedziałek, 15 października 2012
Spotkanie z Agnieszką Glińską!
„Yuma”,
„Kret”, „Matka Teresa od kotów”, „Wszystko co kocham” -
o tych filmach było głośno ostatnimi laty w Polsce i nie tylko.
Podczas drugiego dnia festiwalu Przejrzeć Kino od Kuchni Agnieszka
Glińska, montażystka, opowie o niezwykle trudnej, ale i cennej
sztuce montażu, pracy nad wyżej wymienionymi produkcjami oraz...
kinie od kuchni.
Zapraszamy
na spotkanie z montażystką, Agnieszką Glińską, już 20 listopada
w KSPT „Od Nowa” o godz. 18.30.
Archiwalny wywiad z montażystką tylko w "MUSLI MAGAZINE"!
piątek, 12 października 2012
środa, 3 października 2012
Konkurs fotograficzny "YUM! Kadry z jadalni"
Celem konkursu jest ukazanie kadrów z jadalni.
Zarówno przygotowanie posiłków, jak i ich spożywanie jest bogate w warianty realizacji.
Są takie przekąski, które przypominają krótkie etiudy filmowe, są obiady dwudaniowe – niczym hollywoodzkie superprodukcje, ale zdarzają się też wielogodzinne biesiady przypominające "warholowskie" epopeje miejskie.
Co więcej, każdy widz ma swój ulubiony sposób oglądania. Są tacy, którzy kochają huczne premiery, nie brakuje fanów samotnych wieczorów przed telewizorem, inni wybierają przedpołudniowe seanse kin studyjnych, kiedy sala nie jest przepełniona. Ta sama charakterystyka widoczna jest w zwyczajach spożywania posiłków.
Uczestnicy konkursu mają za zadanie pokazać charakter posiłku i sposób, w jaki jest on celebrowany.
Każdy uczestnik konkursu może stać się filmowcem i za pomocą aparatu fotograficznego
uwiecznić jeden kadr z posiłkiem w roli głównej. Najważniejsze, by przyłapać ludzi na jedzeniu i
wyciąć z tego kadr filmowej jadalni. Konkurs adresowany jest do wszystkich miłośników fotografii, kina i jedzenia.
Regulamin konkursu fotograficznego „YUM - Kadry z jadalni”
1. Konkurs organizowany jest w ramach 4. Festiwalu Filmowego Przejrzeć Kino od Kuchni.
2. Konkurs ma charakter otwarty i przeznaczony jest dla osób powyżej 16. roku życia.
3. Osoby niepełnoletnie mogą wziąć udział w konkursie za zgodą rodziców lub przedstawicieli
ustawowych.
4. W konkursie nie mogą brać udziału pracownicy i przedstawiciele organizatorów konkursu,
współorganizatorów Festiwalu oraz innych podmiotów biorących bezpośredni udział w
przygotowaniu i prowadzeniu konkursu oraz członkowie ich rodzin.
5. Udział w konkursie jest bezpłatny.
6. Uczestnik może zgłosić maksymalnie 3 zdjęcia.
7. Wymagania techniczne: prace należy przesłać na planszy w formacie A3 oraz na płycie CD lub
DVD wraz z kartą zgłoszenia.
8. Uczestnik, zgłaszając się do konkursu oświadcza, iż przysługują mu wyłączne i nieograniczone
prawa autorskie do nadesłanych fotografii. Ponadto oświadcza, że wyraża zgodę na
wielokrotne, nieodpłatne publikowanie nagrodzonych fotografii oraz opublikowanie jego
imienia, nazwiska oraz miejscowości zamieszkania w materiałach promocyjnych związanych z
konkursem, w wydawnictwach oraz na stronach internetowych Festiwalu, a także na ich
wykorzystywanie w celach promocyjnych i marketingowych, w szczególności na utrwalanie,
modyfikowanie i zwielokrotnianie fotografii każdą techniką, w tym m. in. drukarską,
reprograficzną, zapisu magnetycznego, cyfrową, audiowizualną, na jakichkolwiek nośnikach,
bez ograniczeń co do ilości i wielkości nakładu, oraz rozpowszechnianie fotografii poprzez
publiczne udostępnianie w taki sposób, aby każdy mógł mieć do nich dostęp w miejscu i w
czasie przez siebie wybranym, w szczególności w sieciach komputerowych, Internecie i
Intranecie oraz telefonach komórkowych.
10. Karty zgłoszenia i płyty ze zdjęciami w sztywnych opakowaniach należy nadsyłać lub składać
osobiście do 10 listopada 2012 r. (decyduje data wpływu) w Klubie Studenckim Pracy Twórczej Od
Nowa , ul. Gagarina 37a, 87 – 100 Toruń, z dopiskiem: Kadry z jadalni.
11. Nadesłanie prac jest jednoznaczne z akceptacją niniejszego Regulaminu.
12. Organizator konkursu ma prawo odrzucić prace niezgodne z Regulaminem, odbiegające od
tematu, wadliwe technicznie.
13. Organizator konkursu nie bierze odpowiedzialności za uszkodzenie lub zaginięcie prac w
trakcie przesyłki.
14. Uroczystość ogłoszenia wyników i wręczania nagród odbędzie się podczas 4. Festiwalu
Filmowego Przejrzeć „Kino od Kuchni” 19 listopada 2012 r.
15. Werdykt Jury konkursu, powołanego przez Organizatorów jest ostateczny i nie podlega
odwołaniu.
15. Organizator konkursu uhonoruje laureatów nagrodami rzeczowymi oraz dyplomami.
16. Zgłoszone prace będą zaprezentowane podczas wystawy pokonkursowej, która będzie miała
miejsce w Galerii 001 w Od Nowie .
17. Udział w konkursie jest równoznaczny z wyrażeniem przez osoby uczestniczące zgody na
przetwarzanie przez organizatora konkursie ich danych osobowych na potrzeby konkursu oraz w
celach marketingowych (ustawa o ochronie danych osobowych z dn. 29.08.1997 r. Dz.U. Nr 133,
poz. 833 z póz. zm.).
Kontakt:
Izabela Hubala – koordynator konkursu
i.h.kinoodkuchni@gmail.com
Izabela Hubala – koordynator konkursu
i.h.kinoodkuchni@gmail.com
Formularz zgłoszeniowy: http://orbitorun.pl/upload/file/Formularz_zgloszeniowy.pdf
poniedziałek, 1 października 2012
poniedziałek, 24 września 2012
środa, 12 września 2012
Niecodzienne ujęcie jedzenia cz.I
Kanibalizm
od zawsze był interesującym tematem dla twórców. Już w mitologii
greckiej odnajdziemy opowieści o bogach i bohaterach, żywiących
się ludzkim mięsem – wystarczy wspomnieć Saturna,
któremu przepowiedziano, że zdetronizuje go jedno z jego dzieci i
aby temu zapobiec legendarny władca Italii pożarł
swoje potomstwo. W antycznej Grecji, podczas dionizji, bachantki
pożerały napotkanych młodzieńców. Grecy uważali jednak takie
zachowanie za niedopuszczalne. Tych, którzy się tego dopuścili,
uznawali za barbarzyńców i wykluczali ze społeczeństwa. W V w.
p.n.e. Herodot w Dziejach
pisał o ludach
Issedoni z okolic Gór Uralskich, Padajach z Indii. Egipcjanie, a
potem Hebrajczycy nie tolerowali kanibalizmu, ciało było dla nich
rzeczą świętą.
Podobna
topika pojawiła się u Owidiusza w Metamorfozach, gdzie
Prokne w zemście za gwałt na siostrze, jakiego dopuścił się jej
mąż, Tereus, zabiła ich syna i podała mu na obiad.
Kolejna interpretacja tej legendy pojawia się
u Williama Szekspira w Tytusie Andronikusie. Również Otello
spotkał się z kanibalami. W Piekle Dantego odnajdziemy
krwawy opis antropofagii popełnionej z głodu, a w Kandydzie
Woltera czytamy o ludożerczych
Turkach. Jonathan Swift w Skromnej propozycji sugerował, by
dla walki z wygłodzeniem wprowadzić do Irlandii praktyki
kanibalistyczne. Edgar Allan Poe w Opowieści Artura Gordona Pyma
i Mark Twain w Cannibalism in Cars wykorzystali
wątek losowania, która osoba ma trafić na stół. Herman
Melville w Taipi analizował kulturę Markizów. W Moby
Dicku także pojawia się ludojad Queequeg. Przerażające opisy
tego zjawiska odnajdziemy i Flauberta w Salammbo, i u Tołstoja
w Zmartwychwstaniu, i u
Tenessee Willamsa w I nagle ostatniego lata – gdzie
banda ulicznych dzieciaków zabija i zjada kuzyna głównej
bohaterki. Brett Easton Ellis
poruszył ten wątek w głośnym American
Psycho, a
Thomas Harris w Czerwonym
smoku. Przykłady
można by mnożyć.
Wśród
twórców filmowych dużym zainteresowaniem cieszył się "demoniczny
fryzjer z Fleet Street”, Sweeney Tood. Ta zrodzona z legendy
miejskiej, budząca grozę postać fryzjera, który mordował swoich
klientów, okradał, a ciała zanosił do pobliskiej piekarni, gdzie
jego wspólniczka,
pani Lovett nadziewała
mięsem ofiar swoje paszteciki – miała swój początek jeszcze w
czasach wiktoriańskich. Pierwsza ekranizacja przedstawiająca niecne
poczynania tego antybohatera powstała w 1936 r. – Sweeney
Todd, demoniczny fryzjer z Fleet Street i wyreżyserował ją
George King. W główną rolę wcielił się Tom Slaughter. Z inicjatywy Sir Malcolma Arnolda historia „demonicznego fryzjera”
została przedstawiona w 1959 r. jako balet, a w 1979 r. Stephen
Sondheim wystawił ją na Broadwayu. W 2006 r. w Anglii emitowano
serial w reżyserii Davida Moore`a. A w 2007 roku powstał Sweeney
Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street Tima Burtona, gdzie w
rolę golibrody wcielił się Johnny Depp.Główną
nić fabularną oparto o drukowaną w latach 1846–1847 w The
People's Periodical and Family Library powieść The String of
Pearls autorstwa:
Toma Presta, Jamesa Malcolma Rymera oraz Thomasa Pecketta Presta.
Choć autentyczność istnienia Todda jest kwestionowana, odnaleziono
w historii kilka person, które mogły stać się pierwowzorem
antybohatera. Warto wspomnieć choćby o paryskim fryzjerze, który
w XV w. parał się analogicznym
„fachem”. Informacja o Toddzie pojawiła się także u
Charlesa Dickensa w Klubie Pickwicka i
w Martinie Chuzzlewicie. W
roku 1892 kolejne nawiązanie do legendy się w wierszu Banjo
Patersona The
Man from Ironbark.
sobota, 1 września 2012
czwartek, 30 sierpnia 2012
Dziś
zasiadamy do stołu przygotowani na podróż w czasie i przestrzeni.
Widelce w dłoń, rozpoczynamy seans kulinarny!
Na
dobry początek – półgęsek. Dla niejednego Smakosza
całkiem nowym doświadczeniem, choć w polskiej kuchni obecny jest
od wieków. Korpus gęsi nasmarowany saletrą i gorącą solą,
następnie wędzony i podany jako smarowidło przypomina nieco...
nadpsuty tatar. Jego specyficzny, mocny smak i niekoniecznie ciekawy
wygląd mogą zaskoczyć, a nawet zniechęcić. Podobnie jak historia
dwóch szkockich rzezimieszków, dla których biznesem życia okazuje
się kradzież i sprzedaż... ciał z pobliskiego cmentarza w opartej
na faktach, czarnej komedii „Burke i Hare” (reż. John
Landis). Okazuje się, że nawet rynkiem szkół medycznych w
XIX-wiecznym Edynburgu rządzą uniwersalne zasady – popyt na ciała
do sekcji musi spowodować wzrost podaży.
Serwowany
film jest typowym daniem z kuchni brytyjskiej, zarówno jeśli chodzi
o realia epoki, abstrakcyjny humor, jak i plejadę świetnych aktorów
w rolach głównych (Simon Pegg oraz Andy Serkis) i drugoplanowych
(Jessica Hynes, Tom Wilkinson, Tim Curry i wielu, wielu innych). Dla
wielbicieli filmów z wysp będzie to prawdziwa uczta, dla
pozostałych może się okazać nieco ciężkostrawną, ale sprawnie
przyrządzoną kolacją przy zniczach... świecach!
źródło:
www.drnorth.wordpress.com
Wracając
do świata żywych, tym razem rzucamy się w wir baśni braci Grimm.
Na talerzu ląduje równie nierzeczywiste połączenie smaków –
pierś z kurczaka w musie agrestowym. Wydawać by się mogło,
że o tym filecie powiedziano już wszystko, w tym, że smakuje jak
ludzkie mięso. Okazuje się jednak, że prawdziwy wizjoner jest w
stanie z najnudniejszego dania wyczarować bajkę: słodko-kwaśny,
zielony mus z drobnymi pestkami wspaniale łączy się z neutralnym
smakiem kurczaka. Podobne wrażenie ma się oglądając najnowszy
film w reżyserii Tarsema Singha „Królewna Śnieżka” –
jest to zaskakująco świeża, luźna interpretacja klasycznej bajki.
Wartkie
dialogi, piękne kostiumy i scenografia pozwoliły wyczarować
świetną komedię. Dodatkowym atutem jest po raz kolejny gra
aktorska - Julia Roberts jako ironiczna królowa w kwiecie wieku,
choć niekoniecznie dojrzała emocjonalnie, w mistrzowski sposób
pomiata sługą Brightonem (Nathan Lane), prześladuje niewinną
Śnieżkę (Lily Collins) i rozkochuje w sobie pięknego księcia o
aksamitnym głosie, (rozbudowanej klatce piersiowej i błękitnookim
spojrzeniu... Armie Hammer). Na fanów Władcy Pierścieni oraz
filmów z Bollywood czekają miłe niespodzianki na koniec filmu,
pozostałym także powinno być lekko i na sercu, i na żołądku.
źródło:
www.rukkle.com
Powyższych
dań można było spróbować podczas tegorocznego Festiwalu Smaku,
który odbył się w dniach 18-19 sierpnia w Grucznie. Suto
zastawione stoły, chrzan z miodem i suszone mięso z Litwy, ułani w
pełnym rynsztunku, pokaz pracy psów pasterskich czy konkurs nalewek
– każdy znalazł coś dla siebie w bogatym programie imprezy.
Sporym zainteresowaniem cieszyło się śniadanie prasowe, podczas
którego smakosze mieli okazję wysłuchać m.in. krótkiego wykładu
prof. Jarosława Dumanowskiego. Z przyjemnością przypominamy, że
będzie on również gościem specjalnym podczas Festiwalu Przejrzeć
Kino od Kuchni – będzie pysznie!
Maria Tuchowska
wtorek, 28 sierpnia 2012
Transatlantyk
Mój Transatlantyk ma smak czekolady...
Niedawno zakończył się Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk. Mimo że w kalendarzu imprez kulturalnych pojawił się on dopiero po raz drugi, zainteresowanie repertuarem i wydarzeniami towarzyszącymi festiwalowi było ogromne – pisze Anna Józefiak.
Sale kinowe po brzegi wypełnione były przede wszystkim młodą widownią – co przywróciło mi wiarę w to, iż kultura przetrwa mimo katastroficznych wizji jej upadku. Filmy prezentowane na festiwalu przyjechały do Poznania z kilku najważniejszych miejsc świata kina – m.in. z Berlina i festiwalu Sundance. Młodzież chłonęła te obrazy, dojrzale reagując na przesłanie każdego z nich. A nie były to filmy przypadkowe i łatwe w odbiorze...
Bo Transatlantyk – jak wielokrotnie powtarza jego dyrektor, Jan A.P. Kaczmarek – jest festiwalem idei. Idee przekazywane są nie tylko poprzez sztukę filmową, ale także poprzez popularyzowanie zdrowego trybu życia i zaangażowanie w aktualne sprawy polityczne i społeczne. Kino kulinarne, zdobywające coraz szersze grono wielbicieli, promuje żywność typu Slow Food. O wartości i walorach smakowych tego rodzaju żywienia można było się przekonać podczas wieczornych seansów połączonych z wystawną kolacją. Wrażliwość na wydarzenia społeczno-polityczne wyrażona zaś została m.in. w sekcjach dokumentalnych, ekologicznych i poświęconych w szczególności zmianom, jakie zachodzą w rejonie Afryki i Bliskiego Wschodu.
Dla miłośników muzyki filmowej jedną z największych atrakcji były warsztaty prowadzone przez kompozytorów amerykańskich. Wśród nich znaleźli się: m.in. Rolfe Kent, Richard Bellis i gość specjalny, Mark Isham. Opowiadali oni o tym, jak od chwili angażu – krok po kroku – powstaje muzyka do poszczególnych scen. Mówili o wzlotach i upadkach zawodu kompozytora i o tym, jak ważne dla efektu ich pracy jest współdziałanie z reżyserem.
Podczas niedzielnego koncertu Isham wraz ze wspaniałą Orkiestrą Kameralną l'Autunno pod dyrekcją najbardziej uśmiechniętego dyrygenta na świecie, Adama Banaszaka, przypomniał publiczności znane motywy muzyczne z takich filmów jak „Czarna Dalia” czy „Ukryta strategia”.
Wielkie wrażenie zrobił na mnie konkurs Transatlantyk Instant Composition Contest. Polegał on na tym, że tuż po obejrzeniu krótkiego fragmentu filmu uczestnicy mieli za zadanie wykonać na fortepianie zaimprowizowany utwór muzyczny. Efekty były zaskakujące: w finale do jednego fragmentu powstało 11 zupełnie różnych kompozycji. Każdy z młodych muzyków w jedyny, sobie tylko właściwy sposób, odczytał i oddał charakter danej sceny, zabarwił go emocjonalnie, wyrażając uczucia bohatera za pomocą dźwięku. Dodatkowym utrudnieniem było to, że nikt nie znał fabuły filmu, dlatego uczestnicy musieli wykazać się również wielką wrażliwością i umiejętnością wczucia się w sytuację postaci. Oglądając finał konkursu, można było się przekonać, jak wielkie znaczenie w budowaniu emocji w filmie ma muzyka; jak łagodne tony mogą przygasić napięcie, a jak mocne uderzenia mogą wywołać w widzu dreszcze.
Spośród wielu innych atrakcji festiwalowych na szczególną uwagę zasługuje unikalna formuła Kina Plenerowego, w którym – jedno przy drugim – ustawiono... pięćdziesiąt łóżek. Każde z nich miało osobny ekran, na którym co wieczór można było oglądać (wraz z osobą towarzyszącą) film z repertuaru festiwalu. Widok i wrażenia były niecodzienne.
Bogata oferta festiwalu sprawiła, że nie sposób było obejrzeć każdy film i wziąć udział we wszystkich wydarzeniach. Świadczy to oczywiście na korzyść organizatorów. Dobrze jest, gdy po zakończeniu imprezy uczestnicy czują niedosyt, gdy są niezaspokojeni i żałują, że tak szybko minął im czas. Ja również mam takie wrażenie... Biegając w kinie od sali do sali, przemierzając w pośpiechu ulice Poznania, by zdążyć na kolejne warsztaty, brakowało nieraz czasu na posiłek i chwilę wytchnienia. Na ratunek przychodziła wtedy kawiarnia Cavablanca, mieszcząca się w Multikinie 51. Szybka kawa Latte i duży kawałek ciasta czekoladowego z gorącą polewą dodawały energii i pozwalały wytrwać na trzecim czy czwartym seansie w ciągu dnia. Festiwal Transatlantyk od tego roku będzie więc miał dla mnie smak czekolady – słodko-gorzki, aksamitny, krzepiący... Zabiorę go ze sobą i będę pielęgnować aż do chwili, gdy za rok po raz kolejny będę miała szczęście wejść na pokład Transatlantyku i wypłynąć w fascynującą podróż po oceanie obrazu i dźwięku.
Anna Józefiak
Relacja FOTO na stronie: http://klubfilmowy.blogspot.com/
Niedawno zakończył się Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk. Mimo że w kalendarzu imprez kulturalnych pojawił się on dopiero po raz drugi, zainteresowanie repertuarem i wydarzeniami towarzyszącymi festiwalowi było ogromne – pisze Anna Józefiak.
Sale kinowe po brzegi wypełnione były przede wszystkim młodą widownią – co przywróciło mi wiarę w to, iż kultura przetrwa mimo katastroficznych wizji jej upadku. Filmy prezentowane na festiwalu przyjechały do Poznania z kilku najważniejszych miejsc świata kina – m.in. z Berlina i festiwalu Sundance. Młodzież chłonęła te obrazy, dojrzale reagując na przesłanie każdego z nich. A nie były to filmy przypadkowe i łatwe w odbiorze...
Bo Transatlantyk – jak wielokrotnie powtarza jego dyrektor, Jan A.P. Kaczmarek – jest festiwalem idei. Idee przekazywane są nie tylko poprzez sztukę filmową, ale także poprzez popularyzowanie zdrowego trybu życia i zaangażowanie w aktualne sprawy polityczne i społeczne. Kino kulinarne, zdobywające coraz szersze grono wielbicieli, promuje żywność typu Slow Food. O wartości i walorach smakowych tego rodzaju żywienia można było się przekonać podczas wieczornych seansów połączonych z wystawną kolacją. Wrażliwość na wydarzenia społeczno-polityczne wyrażona zaś została m.in. w sekcjach dokumentalnych, ekologicznych i poświęconych w szczególności zmianom, jakie zachodzą w rejonie Afryki i Bliskiego Wschodu.
Dla miłośników muzyki filmowej jedną z największych atrakcji były warsztaty prowadzone przez kompozytorów amerykańskich. Wśród nich znaleźli się: m.in. Rolfe Kent, Richard Bellis i gość specjalny, Mark Isham. Opowiadali oni o tym, jak od chwili angażu – krok po kroku – powstaje muzyka do poszczególnych scen. Mówili o wzlotach i upadkach zawodu kompozytora i o tym, jak ważne dla efektu ich pracy jest współdziałanie z reżyserem.
Podczas niedzielnego koncertu Isham wraz ze wspaniałą Orkiestrą Kameralną l'Autunno pod dyrekcją najbardziej uśmiechniętego dyrygenta na świecie, Adama Banaszaka, przypomniał publiczności znane motywy muzyczne z takich filmów jak „Czarna Dalia” czy „Ukryta strategia”.
Wielkie wrażenie zrobił na mnie konkurs Transatlantyk Instant Composition Contest. Polegał on na tym, że tuż po obejrzeniu krótkiego fragmentu filmu uczestnicy mieli za zadanie wykonać na fortepianie zaimprowizowany utwór muzyczny. Efekty były zaskakujące: w finale do jednego fragmentu powstało 11 zupełnie różnych kompozycji. Każdy z młodych muzyków w jedyny, sobie tylko właściwy sposób, odczytał i oddał charakter danej sceny, zabarwił go emocjonalnie, wyrażając uczucia bohatera za pomocą dźwięku. Dodatkowym utrudnieniem było to, że nikt nie znał fabuły filmu, dlatego uczestnicy musieli wykazać się również wielką wrażliwością i umiejętnością wczucia się w sytuację postaci. Oglądając finał konkursu, można było się przekonać, jak wielkie znaczenie w budowaniu emocji w filmie ma muzyka; jak łagodne tony mogą przygasić napięcie, a jak mocne uderzenia mogą wywołać w widzu dreszcze.
Spośród wielu innych atrakcji festiwalowych na szczególną uwagę zasługuje unikalna formuła Kina Plenerowego, w którym – jedno przy drugim – ustawiono... pięćdziesiąt łóżek. Każde z nich miało osobny ekran, na którym co wieczór można było oglądać (wraz z osobą towarzyszącą) film z repertuaru festiwalu. Widok i wrażenia były niecodzienne.
Bogata oferta festiwalu sprawiła, że nie sposób było obejrzeć każdy film i wziąć udział we wszystkich wydarzeniach. Świadczy to oczywiście na korzyść organizatorów. Dobrze jest, gdy po zakończeniu imprezy uczestnicy czują niedosyt, gdy są niezaspokojeni i żałują, że tak szybko minął im czas. Ja również mam takie wrażenie... Biegając w kinie od sali do sali, przemierzając w pośpiechu ulice Poznania, by zdążyć na kolejne warsztaty, brakowało nieraz czasu na posiłek i chwilę wytchnienia. Na ratunek przychodziła wtedy kawiarnia Cavablanca, mieszcząca się w Multikinie 51. Szybka kawa Latte i duży kawałek ciasta czekoladowego z gorącą polewą dodawały energii i pozwalały wytrwać na trzecim czy czwartym seansie w ciągu dnia. Festiwal Transatlantyk od tego roku będzie więc miał dla mnie smak czekolady – słodko-gorzki, aksamitny, krzepiący... Zabiorę go ze sobą i będę pielęgnować aż do chwili, gdy za rok po raz kolejny będę miała szczęście wejść na pokład Transatlantyku i wypłynąć w fascynującą podróż po oceanie obrazu i dźwięku.
Anna Józefiak
Relacja FOTO na stronie: http://klubfilmowy.blogspot.com/
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
Przegląd blogów kulinarnych
Ostrzegam,
że w tym wpisie nie będzie rzucania mięsem! Będzie za to
umiłowanie zwierząt i pochwała roślinności.
Dla
jasności dodam, że nie mam nic przeciwko kuchni mięsnej, ani
specjalnych pretensji do wegetarian. Każdy ma swoje racje, a
najlepiej niech każdy je to co lubi, co może i co mu smakuje, a ja
nikomu do talerza nie zaglądam i życzę sobie w tej kwestii
wzajemności.
Osobiście
jestem wielką fanką kuchni jarskiej, takiej lekkiej, pełnej
kolorów, witamin i błonnika. Na moim talerzu nie brakuje białego
mięsa, ryb, krewetek, a zwłaszcza jajek, aczkolwiek czasami te
produkty po prostu mi „nie podchodzą”, a ja przestawiam się na
weganizm i jem tylko to, co jest pochodzenia roślinnego. W takim
okresie jeszcze intensywniej, niż zwykle odwiedzam wegetariańskie
blogi kulinarne. To niesłychane co można zrobić z warzyw, jeśli
włoży się w to trochę „pomyślunku”, zamiast uprawiać
tautologię kuchni kulturowo nam zakodowanej (jak np. nieśmiertelne
mamine schabowe z ziemniakami i mizerią, karkówka z grilla przepisu
ojca czy babcine pierogi z mięsem). Kuchnia wegetariańska nie jest
trudna, ale początkujący muszą przeanalizować swoje nawyki
żywieniowe i poznać alternatywne źródła białka oraz nowych
smaków.
Nie
sposób wymienić wszystkie autorskie blogi wegetariańskie, które
lubię wizytować, ponieważ jest ich tyle, co możliwości na
wartościowe i pyszne dania bezmięsne. W związku z tym opowiem o
dwóch agregatorach, które zrzeszają znakomitą większość fanów
warzywnego menu.
VEGESPOT
To
prawdopodobnie najlepszy z agregatorów wegetariańskich. Ma łagodną
i przejrzystą szatę graficzną. Vegespot zrzesza nie tylko
blogerów, ale także wewnętrznych vegespotowych kuchcików oraz
prowadzi tematyczne akcje integracyjne typu „Tani wegetarianizm”,
„Wegetariańskie grillowanie” lub „Wege słodkości”.
Vegespotowi towarzyszy również forum, na którym omawiane są
poszczególne przepisy, składniki, można się wymienić adresami
wegańskich sklepów, porozmawiać o mniej lub bardziej wyczynowym
sporcie przy wege diecie. Nie mam żadnego czepialskiego „ale”.
Do moich ulubionych przepisów znalezionych na tej stronie należy
już kultowy wśród moich znajomych Murzynek (bez mleka i jajek!),
zupa marchewkowa z czerwoną pastą curry i czarnym sezamem oraz
witariańskie spaghetti (polecam odszukać ;)).
ZWEGOWANI
Kieruje
się tą sama ideą co Vegespot, aczkolwiek moim zdaniem jest mniej
przejrzysty. Mam jakieś wizualne trudności w korzystaniu z niego.
Jednak lubię go ze względu na szczególnego rodzaju wyszukiwarkę
przepisów, która kieruje się dwoma kryteriami tj. rodzajem posiłku
i składnikiem. Uzupełniamy te dwa pola i już możemy przebierać w
propozycjach menu. Jest to o tyle przydatne, że gdy chcę przy
obiedzie wykorzystać np. buraki to zależy mi na przepisach na
buraczkowe kotlety, różowe kofty, pesto z pieczonych buraków lub
zupę, a nie buraczane muffinki czekoladowe czy deserową zupę z
malin i buraków. Inną zaletą Zwegowanych jest długi staż, co
owocuje większą daną przepisów, niż inne agregatory kulinarne.
Ja przepadam za znalezionymi tutaj recepturami na cukinię
faszerowaną pomidorami, pieczarkami i kaszą, naleśniki na soku
szpinakowym z soczewicą oraz gulaszem warzywnym i deserową surówką
z marchewki i rodzynek!
Izabela Hubala
środa, 22 sierpnia 2012
Kadry z jadalni – przegląd blogów kulinarnych 2
Po
śniadaniu dobrze wpaść w wir wydarzeń dnia codziennego i dopiero w porze obiadowej warto sobie przypomnieć o posiłku. Gdy
brak zachcianek lub pomysłów na menu sięgam po te trzy poniższe
blogi. Nie zawodzą.
Z
PIERWSZEGO TŁOCZENIA
To
nie jest blog, ale taki "agregator" blogów kulinarnych.
Publikuje się na tej stronie znaczna ilość blogerów kulinarnych w
Polsce. Jest to o tyle atrakcyjna wyszukiwarka, ponieważ sprowadza
do wspólnego mianownika przepisy różnego kalibru. Od taniej
studenckiej kuchni, poprzez domowe "mamine" obiady, aż po fikuśne
popisy profesjonalistów. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę składnik
lub danie na jakie mamy ochotę i już agregator prezentuje nam
blogerów, którzy coś takie właśnie rekomendują. Warto też
korzystać z kategorii pomocniczych typu „Bananowy tydzień”,
„Dzień czosnku”, „Festiwal jajka” lub „Uczymy gotować
Kasię Cichopek”. Każdy znajdzie tu coś do wrzucenia do garnka.
KWESTIA
SMAKU
Wśród
amatorów pięknego jedzenia Kwestia Smaku to już blog kultowy.
Prowadzi go Asia, mama trójki dzieci, która mimo domowych
obowiązków wciąż ma czas i radość z rozwijania swoich
kulinarnych zdolności. Dużo tu kuchni włoskiej, finezji podania i
cierpliwości w redakcji bloga. Ja uwielbiam ją za to, że stawia na
lekką i prostą kuchnię przygotowaną z dobrych jakościowo
produktów. Do tego nie boi się ryzykownych połączeń w stylu:
kopytka dyniowe z orzechami włoskimi, sernik z zielona herbatą,
gnochi z bobem, pierogi z łososiem i botwinką, zielona
fasolka z wody z syropem z pomarańczy i miodu,
bruchetta
z fasolką i chilli... I tak bez końca. Jak się
raz wejdzie na tego bloga to każdorazowo ma się godzinę z głowy,
ponieważ sposób prezentacji i jakoś zdjęć zamieszczonych przez
Asię hipnotyzują! Siedzisz i już niemal jesz oczami. Oprócz zdjęć
dzięki pomocy męża autorki pojawiają się też przepyszne
filmiki. To właśnie dzięki czułej opiece graficznej i otwartości
na innowacje jedzeniowe ten blog cieszy się takim powodzeniem. Moje
ulubione dania to zupa pomidorowa z krewetkami i dorszem, Pavlova z
kiwi i sernika na marchewkowym spodzie...
FILOZOFIA
SMAKU
Jeśli
agregator Z Pierwszego Tłoczenia zawodzi, a Kwestia Smaku okaże się
zbyt karkołomna, można uciec się do umiłowaniem mądrości, czyli
bloga - Filozofia Smaku. Autorka od razu przechodzi do sedna, do smaków i wyglądów. Strona jest
bardzo przejrzysta, kategorie obrazkowe ułatwiają poruszanie się.
Zdjęcia są wyborne, a przepisy klarownie rozpisane. Widać, że
blogerka ma głowę otwartą na fusion. Można odnieść wrażenie, iż
wyznaje filozofię, że wszystko może ze sobą smakować, kwestia
leży w odpowiednich proporcjach. I tak oto znajdziemy tu takie dania
jak australijskie placuszki z kukurydzy i boczku podawane z kwaśną
śmietaną, tajlandzkie burgery z mango salsą, sałatka kurczakiem i
czarną fasolą czy grzanki z serem feta, miętą i truskawkami.
Niezwykłe połączenia, dlatego zaglądam często. Osobiście
przepadam za zielonym, kokosowym curry z klopsikami, libijską
marchewką z kminem rzymskim oraz piekielnym tajlandzkim ogórkiem z
chilli, który zachwycił podczas mojego ostatniego grillowania!
WHITE
PLATE
I
coś na deser. Polskie ciasta w wielkiej ilości z tendencją do
podróżowania. Wypieki słodkie jak i wytrawne to dominanta bloga
prowadzonego przez Liskę z Warszawy, która pierwszy kulinarny sznyt
zdobyła podczas pieczenia murzynka. Z tym wyjątkiem, że do tego
czarnego ciasta z dwunastoletnią ortodoksją dodawała paczkę
bakalii. Dbałość o szczegóły pozostała z Liską do dziś i tak
na White Plate znajdziemy klasyczne wypieki, wykończone detalami,
które reanimują tradycję. Bułeczki kokosowe, bagietki z
rozmarynem, ciasteczka lawendowe, batony z daktylami, ciasto
gruszkowe z lawenda i kruszonka imbirową, a do tego serniki i tarty
chyba w każdej możliwej konfiguracji. Przepisom i zdjęciom
towarzyszą relacje z podróży i odwiedzin różnych krajowych
knajpek. To wielka przyjemność oglądać świat oczami Liski podany
na białym talerzu.
Izabela Hubala
sobota, 18 sierpnia 2012
Faszerowana cukinia!
Sobota! Nic, tylko lecieć pędem na najbliższy targ (trochę ruchu się przyda) i zakupić potrzebne (świeże) składniki. Tym razem Izabela i Patryk Hubala przygotowali dla Was... (tum tum tum tum) FASZEROWANĄ CUKINIĘ.
Enjoy!
czwartek, 16 sierpnia 2012
O tym, co za pasem...
Za nim jest z pewnością Festiwal Smaku w Grucznie (18-19 sierpnia).
Dowód na to, że kultura żywieniowa ma się dobrze, a tradycja - oparta na
słoikach, sadach, recepturach i dębowych skrzyniach - znów staje się
marką samą w sobie. Śliwkowe konfitury dla przykładu, choć smażone na
wolnym ogniu, wyprzedzają w wyścigu smakoszy wszystkie fastfoody.
Czemu tak się dzieje?
Był taki czas, kiedy patrzenie wstecz było... nie na czasie. Zadławiliśmy się życiem w trybie instant. Jeśli patrzyliśmy za siebie, to tylko po to, by nikt nas z niczym nie wyprzedził. Jeśli patrzyliśmy zaś w przód, to li tylko, by nikt nam sprzed nosa nie zgarnął promocyjnego rogala z E330.
W smakach goniliśmy świat, a wycieczki do dziś obierają azymut na McDonald's. I co nam z tego przyszło? Ano spójrzmy: pizza w USA od niedawna uznawana jest za... warzywo. Wszystko wskazuje na to, że uznani za nie będą wkrótce sami Amerykanie. Tu przykład z Powrotu do przyszłości.
Czemu tak się dzieje?
Był taki czas, kiedy patrzenie wstecz było... nie na czasie. Zadławiliśmy się życiem w trybie instant. Jeśli patrzyliśmy za siebie, to tylko po to, by nikt nas z niczym nie wyprzedził. Jeśli patrzyliśmy zaś w przód, to li tylko, by nikt nam sprzed nosa nie zgarnął promocyjnego rogala z E330.
W smakach goniliśmy świat, a wycieczki do dziś obierają azymut na McDonald's. I co nam z tego przyszło? Ano spójrzmy: pizza w USA od niedawna uznawana jest za... warzywo. Wszystko wskazuje na to, że uznani za nie będą wkrótce sami Amerykanie. Tu przykład z Powrotu do przyszłości.
Oczywiście,
w czasach rozdmuchanych mediów i nadętego konsumpcjonizmu ciężko mówić o tendencjach. Jedyną z nich jest chyba ta, że wszystko się zmienia. Że "raz jest, a... później tego nie ma". W dodatku od kilkunastu lat powtarzany jest slogan, że stoimy na granicy epok. Wszystko jest przełomowe i pierwsze. Techniczna spirala wciąż się rozkręca. Jak ten zabawkowy bączek. Spragnieni jesteśmy wciąż nowych wrażeń i... nowych smaków. Nie zawsze szukamy ich jednak tam, gdzie trzeba.
Bo,
owszem - poznajemy najbardziej egzotyczne owoce, ale... mało kiedy w prawdziwej postaci. Częściej - jako 0,02% soku lub w najlepszym wypadku - mrożoną wariację w oleju.
Chcemy jeść zdrowo, ale do wyboru mamy "zaplastykowane" zestawy z supermarketu lub luksusowe delikatesy, co dają papierowe torby. Kompromisem jest baton z aloesem lub bułka z dyni. Dla spokoju sumienia, że jest fit.
Musimy
pogodzić się z faktem, że nie jesteśmy krajem śródziemnomorskim. Nigdy nie zerwiemy z drzewa niespryskanych pomarańczy i nie kupimy krewetek od znajomego rybaka. Dostaniemy to tylko z importu: albo znacznie drożej, albo taniej, ale... gorzej.
Myślmy więc glokalnie.
Bo wcale nie trzeba szukać daleko, by zaspokoić podniebienie, sumienie i... portfel! Kompot z pigwy, placek z cukinii, serowe ciastko i łosoś (bynajmniej norweski) w cytrynowym pieprzu - taki zestaw przewinął się niedawno przez mój układ trawienny. I muszę przyznać, że podobał mu się niesłychanie! Mi podobnież!
No to jak: skrzydełko czy nóżka?:)
w czasach rozdmuchanych mediów i nadętego konsumpcjonizmu ciężko mówić o tendencjach. Jedyną z nich jest chyba ta, że wszystko się zmienia. Że "raz jest, a... później tego nie ma". W dodatku od kilkunastu lat powtarzany jest slogan, że stoimy na granicy epok. Wszystko jest przełomowe i pierwsze. Techniczna spirala wciąż się rozkręca. Jak ten zabawkowy bączek. Spragnieni jesteśmy wciąż nowych wrażeń i... nowych smaków. Nie zawsze szukamy ich jednak tam, gdzie trzeba.
Bo,
owszem - poznajemy najbardziej egzotyczne owoce, ale... mało kiedy w prawdziwej postaci. Częściej - jako 0,02% soku lub w najlepszym wypadku - mrożoną wariację w oleju.
Chcemy jeść zdrowo, ale do wyboru mamy "zaplastykowane" zestawy z supermarketu lub luksusowe delikatesy, co dają papierowe torby. Kompromisem jest baton z aloesem lub bułka z dyni. Dla spokoju sumienia, że jest fit.
Musimy
pogodzić się z faktem, że nie jesteśmy krajem śródziemnomorskim. Nigdy nie zerwiemy z drzewa niespryskanych pomarańczy i nie kupimy krewetek od znajomego rybaka. Dostaniemy to tylko z importu: albo znacznie drożej, albo taniej, ale... gorzej.
Myślmy więc glokalnie.
Bo wcale nie trzeba szukać daleko, by zaspokoić podniebienie, sumienie i... portfel! Kompot z pigwy, placek z cukinii, serowe ciastko i łosoś (bynajmniej norweski) w cytrynowym pieprzu - taki zestaw przewinął się niedawno przez mój układ trawienny. I muszę przyznać, że podobał mu się niesłychanie! Mi podobnież!
No to jak: skrzydełko czy nóżka?:)
Marcel Woźniak
wtorek, 14 sierpnia 2012
Do zobaczenia, do zjedzenia
Smak miłości
(Jestem miłością, reż. Luca Guadagnino)
Nieśpieszna,
hipnotyzująca, urokliwa opowieść o kobiecie, która poznała smak miłości. Emma
Recchi (Tilda Swinton) to kobieta dojrzała, elegancka pani domu, matka
dorosłych już dzieci. Kiedy o niej myślę, powraca w pamięci obraz dobrze
skrojonej garsonki opinającej jej szczupłe ciało sunące ulicami włoskiego
miasteczka i twarzy skrytej za wielkimi okularami, z grzecznie ułożoną fryzurą.
W taki karb „ułożoności” wprowadziło ją życie. Wydawałoby się, że ma wszystko,
że jej jedynym celem jest nadzorowanie wykwintnych przyjęć, organizowanych dla
męża. Do czasu…
Do czasu, kiedy kosztuje owoców
morza przyrządzonych z miłością przez zaprzyjaźnionego kucharza. Antonio Biscaglia
(Edoardo Gabbriellini ) tym sposobem ujawnia światu swój talent i zamiłowanie
do sztuki kulinarnej. Czy ktoś mógłby przewidzieć, że tak niewielka rzecz, jak
kilka soczystych krewetek na talerzu może stać się przyczynkiem do płomiennego
romansu z młodszym mężczyzną i całkowitej zmiany obranego wcześniej kursu.
Uczucie Emmy i Antonia jest tak
oniryczne, że początkowo nie mamy pewności, czy to, co się między nimi dzieje,
dzieje się naprawdę. Koloru i aromatu związkowi dodają potrawy. Kochanków łączy
ich prywatna, pisana ad hoc historia i tajemnica przygotowywania pewnej zupy. Ten
wyjątkowy przepis odkrywa prawdę.
„Jestem miłością” to wspaniały
film o ludzkich pragnieniach, prawdziwym szczęściu i wolności. Wcale nie w tle…
jedzenie odgrywa znaczącą rolę. Jest filozofią życia, obrazowym ekwiwalentem
sytuacji bohaterów, odzwierciedleniem ich uczucia i pragnienia wolności, które
odnajdziemy nie tylko w oczach Emmy i Antonia.
Do zobaczenia, do zjedzenia...
piątek, 3 sierpnia 2012
Śniadanie!
Dla całkowitej rozpusty wakacyjnej proponujemy gofry!
By Izabela & Patryk Hubala :) Mniam!
Dwie strony ekranu i czwarte Przejrzeć!
3:45! Zapraszamy do wysłuchnia audycji, w której uchylamy rondelka tajemnicy. ;)
sobota, 21 lipca 2012
Prof. Jarosław Dumanowski gościem Festiwalu Przejrzeć Kino od Kuchni
Już
dziś śmiało możemy zapowiedzieć, że jednym z naszych gości
będzie niezwykle ciekawa osoba. Kiedy się do niego odezwaliśmy
kilka miesięcy temu z zaproszeniem, właśnie przebywał we Francji,
ale ponieważ festiwal dopiero w listopadzie, zdecydował, że pojawi
się wśród nas.
O
kim mowa?
O
dr. hab. nauk historycznych, prof. UMK, który wykłada nie tylko w
Polsce, ale również i za granicą, stypendyście Maison de Sciences
de l'Homme w Paryżu, członku Międzynarodowego Komitetu
Naukowego wydawanego na Uniwersytecie Paryż IV Sorbona pisma
Histoire, économie & société oraz wicedyrektorze
Instytutu Historii i Archiwistyki UMK – Jarosławie
Dumanowskim.
Już
dziś na Rynku Nowomiejskim będziemy mogli podziwiać jego kulinarne
talenta! Zapraszamy na pokaz i degustację dania z
najstarszej toruńskiej książki kucharskiej – kurczaka z agrestem
z najstarszej toruńskiej książki kucharskiej. Już o 18.20.
A
póki co, mały przedsmak:
piątek, 20 lipca 2012
Kadry z jadalni – przegląd blogów kulinarnych c.d.
Tytułem wstępu – dziękuję za kolejną lawinę uznań i
gratulacji. Ciesząc się z odzewu dobrych słów po niedzielnej audycji w Radiu
PIK, której gościem była nasza festiwalowa głowa – Karolina Bednarek – prędko
przystępuję do ujawniania moich ulubionych blogów kulinarnych. Tym razem będą
to adresy tylko polskich blogów, które odwiedzam.
Po pierwsze - blogi śniadaniowe
Jestem z tych co pierwszy posiłek dnia uważają za
najprzyjemniejszy. Do obiegu cytatów kręgu moich znajomych na stałe weszła fraza
o treści: „Ciekawe co będzie na śniadanie?”.
Po całonocnej głodówce można pozwolić sobie rano na
coś ekstra, na coś więcej, na coś innego. Prawdopodobnie takie myślenie
przyświeca autorkom dwóch blogów śniadaniowych.
BREAKFAST HAPPINESS
To blog nastolatki, która mimo że odkryła pasję gotowania
niedawno ma już na swojej stronie opublikowanych ponad 200 śniadań. Właśnie
poranne posiłki w połączeniu ze wschodem słońca sprawiają, że uśmiecha się przez
cały dzień, aż do zmierzchu. Na Breakfast Happiness królują owsianki na równi z
kaszkami i kaszami - często w towarzystwie owoców sezonowych, przetworów,
słodkich płatków, posypki do deserów, ciasteczek, lodów, serka wiejskiego lub
homogenizowanego, masła orzechowego, bakalii, czekolady, budyniu i tego
wszystkiego, co sprawi, że rozpoczynający się dzień będzie słoneczny i
uśmiechnięty. Bardzo lubię formułę blogowania jaką przyjęła autorka. Forma ta
jest ascetyczna z tendencją do „reportażowania”. Żadnych fotorelacji z przygotowania, zakupów czy
portretów z bułką i paprykarzem. Każdy wpis to po prostu dobrej jakości fota
gotowego posiłku i krótki opis pół produktów. Taki posiłek to czyste wrzucanie
do naczynia tego co lubisz, dlatego rzadko na blogu pojawiają się przepisy.
Wyjątkiem są te, kiedy autorka porywa się na pieczenie śniadaniowych ciast,
naleśników, rogalików... Zawsze po wizycie na Breakfast Happiness mam ochotę
szybciej położyć się spać i w nieprzytomności doczekać poranka, gdzie kolejny
dzień może okazać się jeszcze ciut smaczniejszy.
TOOLSKITCHEN
Bloga prowadzi Izabella z Gdańska, ale chyba od
jakiegoś czasu przebywa w UK, skąd zdradza, że lubi Tarantina. To tak jak ja! Przy
czym nie wiem, czy ona polubiłaby moje śniadania, tak jak ja lubię jej
jadłospis – bogaty w owoce, musli, owsiankę, chudy nabiał, ograniczony cukier i
dobrą kawę. Blog Izabelli różni się tym, że oprócz epickich śniadań „publikowane”
są na nim również inne posiłki: obiady, wypieki oraz ciut prywatnych zdjęć (z
kotem lub bez) i osobistych refleksji. Moimi ulubionymi epizodami na
Toolskitchen są np. owsianki serwowane z puszce wyściełanej po dnie resztkami
masy kajmakowej. Za serce łapią mnie Izabelli sobotnie rytuały naleśnikowe,
ponieważ na moich gruncie przekłada się na wzruszający zwyczaj niedzielnej
jajecznicy ze szczypiorem serwowanej mi przez brata.
A już niebawem... pora obiadowa... c.d.n.
Subskrybuj:
Posty (Atom)